czwartek, 29 stycznia 2015

Upadek - Rozdział 3

Słońce zachodziło za białymi szczytami, zostawiając za sobą czerwoną smugę, przechodzącą powoli w ciemniejące niebo. Strome stoki otaczające miasto odbijały światło, co nadawało im niezwykłego, jasnoczerwonego koloru. Nix stopniowo pogrążało się w mroku. Zaczęto zapalać wysokie, żeliwne latarnie stojące przy głównych ulicach. Węższe uliczki, skryte już w głębokim cieniu, chowały swoje tajemnice przed wzrokiem przypadkowych przechodniów. Większość mieszkańców siedziała już spokojnie w domach, grzejąc się przy kominkach i popijając gorącą herbatę, tylko nieliczny przemierzali ulice w jasno określonym kierunku. Każdy zajęty własnymi sprawami, kierował się przed siebie, przyśpieszając podczas mijania wąskich szczelin między budynkami.
Zapadające w otchłań nocy miasto nie było łaskawe dla zbłąkanych dusz. Od kiedy władzę przejął nowy baron, po zmroku zaczęło robić się niebezpiecznie. Dawniej w głównych alejach grasowali jedynie pomniejsi złodzieje, czasami przychodzili żebracy próbujący wyprosić złoto. Niebezpiecznie było dopiero na obrzeżach miasta, gdzie swoje siedziby miały gangi i klany. Początkowo różnica nie była wielka - raz na jakiś czas ginęło troszkę biżuterii czy inne pomniejsze kosztowności, jednak - mimo próśb mieszkańców - nic z tym nie robiono. Strażnicy, niegdyś szanowani, teraz siedzieli w wartowniach lub karczmach, a baron był głuchy na głos ludu. Było coraz gorzej i nikt się nie spodziewał poprawy. Nawet na względnie bezpiecznych ulicach widywano już rabusiów czy zabójców - nie próbowali się kryć, a czasami otwarcie 'rozmawiali' ze strażnikami. Chociaż w dzień było bezpiecznie, po zachodzie słońca nikt nie próbował nawet wychodzić z domu. Jednak nie to było powodem strachu mieszkańców, a raczej - nie tylko to.
W otaczającym miasto lesie działy się coraz dziwniejsze rzeczy. Co noc otaczała go nieprzenikniona dla ludzkiego oka mgła, rozjaśniana jedynie jadowicie zielonymi rozbłyskami, które miały miejsce głęboko w lesie. Rozlegało się upiorne wycie, a pod murami pojawiały się cienie. Czarne, smukłe sylwetki otaczające się niezwykłą mgłą. Rejestrowane jedynie kątem oka, rozmazane, kiedy patrzyło się prosto na nie. Koszmary z granicy widoczności. Czasami przybierały ludzkie kształty. Zbyt chude i wysokie, niekiedy z palcami wykrzywionymi w szpony, wyglądały jak zabójcze karykatury. Pojawiały się upiory, które u ramion miały skrzydła - czarne, skórzane, zakończone kolcami. Każdy cień wyglądał inaczej. Nie byłoby w tym nic dziwnego, mieszkańcy przez setki lat zdążyli się przyzwyczaić do kreatur nawiedzających las, jednak zwykle na tym poprzestawały. Stawały sobie ot, tak, przy krawędzi puszczy, kierując wzrok w stronę miasta. Ale coś się zmieniło. Teraz zrobiły się odważniejsze. Czasami nawet stukały w bramy, jęcząc żałośnie. Tylko nieliczni wiedzieli, skąd brały się upiory, i nie mieli zamiaru nic z tym zrobić. Również dlatego, że nie było to możliwe. Żaden znany im żywy człowiek nie potrafił powstrzymać przybyszów z Przejścia.

***

Alex szedł jedną z szerszych ulic. Szybko maszerował w stronę skałek, zmierzając na umówione miejsce. Trzymając się wskazówek Andree, miał na sobie lekko zniszczony, podróżny płaszcz, który nie rzucał się w oczy. Do pasa przypiął miecz, ukryty pod tkaniną, ale ułożony na tyle swobodnie, żeby mógł dobyć go w każdej chwili. Pomysł Necome ani trochę mu się nie podobał, ale w ostateczności ciekawość wygrała. Teraz szczerze przeklinał się w duchu. Zostało mu jedynie jak najszybciej załatwić sprawę, nie pakując się w żadne nadprogramowe kłopoty. To, że nie skończy się to za dobrze, doskonale wiedział. Tak się kończy słuchanie nekromantów - myślał z zawiścią.
Starał się nie wybierać ciemniejszych przejść, ale bezpieczniejszą drogę. Nie garbił się ani nie próbował przemykać niezauważony, bowiem to tylko przyciągnęłoby niechciane towarzystwo. Bandyci, widząc uzbrojoną, skrytą pod podróżnym płaszczem postać nie starali się nawet podchodzić. Odwracali głowy, udając, że nie widzą chłopaka, a on nie miał najmniejszego zamiaru ich zaczepiać. Zasady w mieście były jasne - jeśli ktoś miał miecz, to znaczy, że umiał go używać.
Mijał najróżniejsze sylwetki, ale nie przejmował się nikim. Od okrutnych, ogorzałych mężczyzn przypominających piratów, poprzez mniejszych złodziei, aż po żebraków. Mimo złości, jaką obrzucał w myślach Andree, skrycie dziękował mu za radę:
- Kiedy pójdziesz - mówił - Wyglądaj jak najbiedniej. Jak już zobaczą, że nie jesteś bogaty, nie będzie im się chciało nawet palcem kiwnąć.
Alexa zastanawiało jednak jedno jego słowo. Powiedział "kiedy", a nie "jeśli". Wiedział, że chłopak zrobi to, co mu kazał, jeszcze zanim Alex sam się zdecydował. Jednak teraz nie miał ochoty roztrząsać dziwnej pewności znajomego. Każda rasa miała własne, charakterystyczne cechy, ale środek nocy wśród bandytów to chyba nie najlepszy moment, żeby to rozważać.

***

Zatrzymał się tylko raz, idąc na miejsce spotkania. W kącie stała kobieta, trzymająca na rękach śpiące dziecko. Była całkiem ładna, nie licząc poszarpanej, brudnej odzieży, oraz wychudzonej buzi. Chociaż lichy płaszcz z kapturem powinien osłaniać jej twarz, bez problemu można było ją dostrzec. Miała około trzydziestu lat, ale przez strach czający się w oczach wyglądała o wiele starzej. Tuliła do piersi dziecko, może kilkuletnie, owinięte w szary od brudu koc. Na odległość można było poznać, że stara się ukryć przed bandytami. Na razie jej nie widzieli, ale musiała wiedzieć, że to tylko kwestia czasu.
Alex zwolnił, widząc kobietę. Szczerze jej pożałował, ale zacisnął jedynie usta i szedł dalej. I tak nie mogę jej pomóc - myślał, chociaż nie był tego pewny. Doskonale zdawał sobie sprawę z ilości żebraków chodzących po ulicach Nix. Często wymykał się nocami z domu, ale jeszcze nigdy nie poruszył go aż tak widok jakiegokolwiek z nich. Zazwyczaj byli to podpici bywalcy karczmy, czasem stare baby wyłudzające złoto, zatrudniane przez szefów gangów. Jednak tym razem było inaczej. Stojąca w kącie matka jedynie nieśmiało spojrzała w jego stronę, po chwili ukrywając oczy za kurtyną ciemnoblond włosów. Nie chciała pieniędzy, ani nawet nie spojrzała na niego z błaganiem, kiedy ją omijał. Walczył z wyrzutami sumienia, przez chwilę nawet rozważając rozmowę z nią, ale jak miałby jej pomóc? Jeśli da jej pieniądze, zostanie obrabowana i zabita. Sam nie mógł jej zapewnić żadnego schronienia, ani tym bardziej pomóc jej tam dotrzeć. Od kiedy spłonęły przedmieścia, nawet przytułki dla biednych się nie ostały. Walczył z wyrzutami sumienia, kiedy usłyszał za plecami cichy, melodyjny głos:
- Panie... - niepewny ton wyrwał go z rozmyślań. Zatrzymał się w pół kroku, obracając się na pięcie. Kobieta stała ze spuszczoną głową, nieśmiało patrząc w jego stronę.
- Tak? - spytał łagodnie. Nie chciał jej przestraszyć. I tak musiała się już wystarczająco nacierpieć.
- Ja... Chciałabym pokornie prosić, Panie... Bo my nie mamy nic, nie stać nas nawet na bochenek chleba. A mały... - Plątała się, z zawstydzeniem opuszczając głowę. Zaczęła machinalnie kołysać dziecko, które niespokojnie zaczęło wiercić się w jej ramionach. Alex stał chwilę, nie wiedząc co zrobić. Patrzył na kobietę ze smutkiem w oczach.
- Nie mogę ci pomóc, Pani. Jeśli dam ci monety, napadną cię bandyci - Powiedział, ale mimo to podszedł do kobiety. Kątem oka przyglądał się małemu chłopcu, którego trzymała. Mógł mieć równie dobrze dziesięć jak i sześć lat. Okropnie wychudzony na pewno nie ważył za dużo. Wyglądał na chorego. Płytki oddech i sklejone potem bordowe włosy na pewno nie wróżyły nic dobrego. Alex nagle domyślił się, o co chodzi.
- Jak masz na imię, Pani?
- Milena - Kobieta popatrzyła chłopakowi prosto w oczy. Miała bystry wzrok, chociaż przeniknięty strachem i wyczerpaniem - Nie jestem magiem. Ale Cato... - przytuliła synka, kołysząc go dalej - On ma moc - Schyliła się, jakby to był jakiś wstydliwy sekret. Nagle wszystko stało się jasne. Jej syn był piromantą, więc ojciec chciał go wyrzucić z domu. Milena, która kochała synka nad życie, sprzeciwiła się mężowi, który zostawił ich na pastwę losu. Może niezbyt powszechne zjawisko, od kiedy w Veol zapanował względny pokój między rasami, ale zawsze zdarzały się wyjątki. Chociaż Laryssi byli doskonałymi magami, strach przed nekromantami zbierał swoje żniwo setki lat po wojnie. Alex przeklął w duchu człowieka, który wyrzekł się własnej rodziny. Teraz już musiał pomóc biednej kobiecie. Nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby te niewinne osóbki umarły przez jego obojętność. W głowie miał tylko jedną opcję, która mogłaby pomóc im przez jakiś czas.
- Posłuchaj mnie, Mileno. Jest pewno miejsce, gdzie moglibyście się schronić. Niczego nie obiecuję - dodał, widząc błysk nadziei w oczach kobiety - Na pewno wiesz, gdzie jest miejska piekarnia. Pójdź tam, prosząc o pracę. Nie będzie łatwo, ale jeśli się postarasz, nie zostawią cię bez opieki.
- A jeśli mnie nie przyjmą? - spytała rozsądnie Milena. Alex podziwiał kobietę za siłę, którą wykazywała się w trudnych warunkach.
- Wtedy odszukaj chłopaka z ciemnymi, kręconymi włosami, i daj mu to - włożył w jej dłoń srebrną monetę - Jeśli spyta, skąd to masz, odpowiedz, że przysłał cię Alexander Chartier - Odwrócił się, odchodząc. Gdyby został choć chwilę dłużej, sam zaprowadziłby ją do tej piekarni, ale nie chciał zostawiać Lotos samej. Nie oglądał się za siebie, więc nie widział, jak Milena przyciskała monetę do piersi, a z jej oczu płynęły strumyczki łez. Kobieta płakała ze szczęścia, życząc swojemu wybawicielowi wszystkiego, co najlepsze, i prosząc Równowagę o opiekę nad nim. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, z kim rozmawiała. Ród Chartier'ów wszyscy mieszkańcy wychwalali za dobro, skromność i poświęcenie. Ona zawsze uważała, że to tylko byle brednie powtarzane przez tych, którzy chcieli się im przypodobać. Była niezwykle szczęśliwa że jednak to nie ona miała rację.

***

Lotos cierpliwie stała przy skałkach. Twarz miała zwróconą ku przedmieściom. Czekała od kwadransa na pomocnika, którego obiecał jaj Andree, ale Alexa nadal nie było. Ze smutkiem malującym się na twarzy patrzyła na pozostałości tego, co do niedawna było jej domem. Budynki czarne od sadzy, zniszczone przez żywioł, drogi pełne popiołu, doszczętnie spalone jakiekolwiek stoiska. Nie chciała dociekać, ile zwęglonych, ludzkich ciał znajdowało się pod grubą warstwą pyłu. Na samą myśl robiło się jej niedobrze. Podsycane magią płomienie spaliły kamienne bloki, jakby były z papieru. Mieszkańcy w obdartych łachmanach szukali jakiegokolwiek ocalałego dobytku. Wszyscy byli biednymi ludźmi, którzy nie zawinili nikomu - jeśli ogień miał wypłoszyć bandziorów, nie udało się. Większość widziała co się święci i odeszła. Dziewczyna nie chciała nawet wyobrażać sobie, co stało się z ludźmi, którzy nie zdołali uciec. Bezradnie przyglądała się zniszczeniom, wiedząc w duchu, że to i tak szczyt góry lodowej.
Minęło jeszcze kilka minut, kiedy zakapturzony chłopak podszedł do niej.
- Lotos? - Skinęła głową, odwracając się do towarzysza.
- Zajmie nam to tylko chwilę - Skierowała się ku jednej z węższych ulic, prowadząc Alexa - Masz miecz, więc raczej nikt postronny nas nie zaczepi. Trzeba jedynie unikać strażników, bo jakimś cudownym sposobem karczmy przetrwały nienaruszone - dodała.
Alex w ciszy szedł za nią. Chociaż słyszał złość w głosie dziewczyny, czuł, że jest raczej spowodowana frustracją aniżeli nienawiścią. Nie przejął się zbytnio tym odkryciem, mając świadomość, że właśnie straciła wszystko. Zajmował się powierzonym mu zadaniem, ale szło mu łatwiej niż mógł się spodziewać. Na ulicy, którą szli, stali tylko biedacy próbujący wyszukać coś wśród gruzów. Nikt nie zwracał na nich uwagi, wszyscy usuwali się z drogi. Wyglądało na to, że bandyci wynieśli się stąd dawno temu, więc zrównał się z Lotos.
- Po co tu przyszłaś? - Zapytał, przyglądając się dziewczynie. Nie wyglądała na zadowoloną.
- Chcę zobaczyć, co zostało z mojego dawnego domu - mruknęła niechętnie - Być może coś przetrwało - dodała z nadzieją.
Z bólem w sercu przyglądała się pogorzelisku. Dopiero po kilku chwilach zdała sobie sprawę, że nieświadomie porównuje dzielnicę z tym, co zapamiętała przed pożarem. A pamiętała wiele. Nie ostało się nic - od kamiennych domków po siedziby klanów. Jedynie te piekielne gospody, które starała się omijać szerokim łukiem. Kiedyś lubiła tam chodzić, ale teraz... To były najgorsze miejsca, w których mogła się znaleźć. Nie dość, że zajęte przez strażników, to przywoływały wspomnienia z poprzedniego życia. Tak, teraz czeka ją nowe życie. Musiała wynieść się jak najszybciej z Nix, a najlepiej jeszcze tej nocy.
- Wiesz, co to wysiedlenie? - Alex drgnął, kiedy przerwała ciszę. Jego ręka spoczywała na rękojeści miecza. Przynajmniej miała pewność, że czuwa.
- Słyszałem kiedyś o tym. Strażnicy wyganiają z miasta część ludzi, najczęściej biedotę - Zmarszczył brwi - Ale to było stosowane w okupowanych miastach jeszcze podczas wojny. Po co pytasz?
- Bo powrócił stary wojenny zwyczaj - Popatrzyła na ludzi, którzy unikali jej wzroku - To ich ostatnia noc w tym mieście... i moja też - dodała po chwili wahania.Spodziewała się pytań, ale towarzysz nie miał zamiaru żadnych zadawać.
- Dlatego masz nadzieję, że w twoim domu zostało coś, co możesz stamtąd zabrać - Dziewczynę zdziwiła jego domyślność. Nie spodziewała się tego po rycerskim czeladniku, chociaż już od jakiegoś czasu go znała. Skręciła w jeden z ciasnych zaułków.
- To tutaj - Rzuciła krótko.
Stali w miejscu równie zniszczonym, jak wszystkie inne. Lotos miała łzy w oczach, kiedy patrzyła na swój dawny dom. Stary magazyn był niegdyś kryjówką wszystkich sierot, które tułały się po całym mieście, a teraz nie został nawet kamień na kamieniu. Stała tak chwilę, próbując nie dopuścić do siebie faktu, który całkowicie by ją złamał. Czarny popiół, oświetlany wąskimi stróżkami światła wpadającymi przez szczeliny budynków, był nienaruszony. Wyglądał jak śnieg sprowadzony z piekieł - czarny, gęsty i gładki. Nie widziała tam żadnych śladów, co mogło oznaczać tylko jedno. Gdyby ktokolwiek przetrwał, przyszedłby właśnie tu, choćby po to, żeby zostawić wiadomość dla innych ocalałych. Nie dopuszczała do siebie śmierci przyjaciół, ale to nie mogło zmienić przerażającej prawdy.

____________________

Nareszcie udało mi się napisać ten rozdział. Nie miałam weny kończyć go, więc... Został podzielony na dwie części. Nie wyszedł mi najlepiej, ale cóż, nie będę go poprawiać po raz niewiadomo który. Jeśli znajdziecie jakieś błędy, napiszcie w komentarzach. Mam nadzieję, że się podobało. Obiecuję, że w następnym zacznie się już wątek główny. I już niedługo będzie to, na co ja sama czekam ^^ Dziękuję za przeczytanie i zapraszam do komentowania ;)

15 komentarzy:

  1. Rozdział nie jest taki zły, jak Ci się na pewno wydaje. :> Skoro mówisz, że akcja zacznie się za niedługo, to z niecierpliwością czekam na następny. O tym nie jestem w stanie powiedzieć zbyt dużo, zgaduję, że to jakiś moment przejściowy, przez co cierpisz na brak weny. :<
    Życzę, by takich jednak nie było i czekam co dalej. :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można to tak nazwać, chociaż ten kawałek może być mi później potrzebny... Nie chcę nic zdradzać, bo jeszcze nie jestem pewna :D

      Usuń
  2. Ooo jak słodko, że Alex pomugł Milenie to było urocze, a rozdział czytałam z zapartym tchem cudny, boski i bombowy weny i duuużo kom. O i kiedy nn? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ^^ Nie wiem, kiedy następny rozdział, ale postaram się go umieścić jak najszybciej.

      Usuń
  3. "Lotos" - świetny pomysł na imię :3 Uwielbiam Twoje opowiadanie, wszystko mogę sobie szczegółowo wyobrazić i tak się w to wczuć. Po przeczytaniu czuje się trochę jak wybita z rytmu, ale to świetne uczucie.
    Wybacz, ze tak krotko, ale wlasnie zrobilam sobie krotka przerwe od nauki, zeby przeczytac i szybko skomentowac :D
    No i nominuję Cię do liebster awards, szczegóły u mnie ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ucz się, ucz, bo nauka to potęgi klucz ;D Ja jestem chora, więc w najbliższym czasie czeka mnie to całe przepisywanie notatek... uch -_- Ale już niedługo ferie, więc wytrzymam ^^
      Oczywiście dziękuję za nominację, lecę zobaczyć :3

      Usuń
  4. Jeszcze raz mi ktoś powie :"rozdział nie wyszedł mi najlepiej" to się postrzelę. Ja nie mam szans napisać najlepszego rozdziału jaki mi wyjdzie tak dobrz jak twój 'kiepski'.
    Poza tym: zrobiło się tajemniczo. Do tego ten fragment z biedną kobietą - aż się wzruszyłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz jeszcze nie jest tak tajemniczo... Znasz ten motyw, kiedy urywa się opowieść w środku akcji? Nie wiem, czy nie będę wredna i nie zastosuję go w najbliższym czasie :3

      Usuń
  5. Jednej już uświadamiałam, że dręczenie czytelników jest nieetyczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam zaraz nieetyczne. Mam inny pomysł... O Lotos i Alexie skończę w przyzwoitym [w miarę] miejscu, ale dostaniecie niespodziankę ^-^ To już jest bardziej etyczne?

      Usuń
    2. *zastanawia się*
      Ewentualnie mogę przystać na taki układ.

      Usuń
  6. Jak pomyśle, że ci ludzie spłonęli żywcem to aż mi się chce płakać. Pociesza mnie tylko myśl, że to tylko opowiadanie, ale piszesz to tak realistycznie, że aż mi dech zapiera. WENY <3

    OdpowiedzUsuń
  7. A mi się właśnie podoba ten rozdział (jest nawet lepszy, niż poprzedni). Fajnie opisałaś sytuację z tą kobitą. Mam wrażenie, że ten jej syn odegra sporą rolę. A jak już zgaduję, to obstawiam, że Alex i Lotos będą razem.
    Pozdrawiam!
    przezstrony. blogspot. com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, nie ma to jak parowanie bohaterów na samym początku! :D Zawsze tego unikam, bo potem nie mogę się pogodzić z innym rozwiązaniem :P

      Usuń

Nomida zaczarowane-szablony